"Jesteśmy krajem, w którym nie ma perspektyw dla nikogo, w sporcie,
biznesie ani w życiu prywatnym. Studenci idą na studia tylko po to, żeby
wyjechać z tego kraju, trenujemy po jakichś szopach."
Tak mówił dziś wściekły na
dziennikarzy Jerzy Janowicz na konferencji po meczu z Marinem Ciliciem podczas zawodów Pucharu Davisa. Dla jasności muszę napisać, że Jerzy Janowicz. A napisać, że był wściekły to mało powiedziane. Jerzy Janowicz był po prostu wkurwiony. I mocno zaatakował przepytujących go dziennikarzy. I wtedy się zaczęło. Że arogancki, że cham, że awanturnik. Fakt jest faktem. Poniosło go. Jestem nawet gotów stwierdzić, że trochę za bardzo. Jednak muszę też postawić zasadnicze pytanie: Czy Janowicz - w kwestii opisania naszego kraju - nie miał racji? Czy naprawdę Polska jest krajem, w którym chce się żyć? Janowicz to młody, piekielnie zdolny gość. Trenuje od momentu, gdy zaczął chodzić. Rodzina wyprzedała majątek, by mógł wyrosnąć na tego, kim dziś jest. A jest obecnie najlepszym polskim tenisistą. Bywa w świecie, widzi jakie warunki do trenowania mają jego koledzy w innych krajach. Widzi też jakie perspektywy do życia mają wchodzący w życie młodzi ludzi na świecie. Dziś był wściekły i powiedział to, o czym wszyscy wiedzą, ale jakoś nikt nic nie mówi. Wszyscy wychodzimy z założenia, że po co strzępić sobie język skoro i tak żadne gadanie niczego nie zmieni. W emocjonalnej wypowiedzi Janowicza padło zdanie, że w Polsce studiuje się tylko po to, by z dyplomem uciec za granicę. Może ktoś powie, że tak nie jest?! Gadałem niedawno ze znajomą mieszkającą w Szwajcarii, która powiedziała mi, że zasiłek dla - nielicznych tam - bezrobotnych wynosi w przeliczeniu na złotówki 6000 PLN. A władze doszły niedawno do wniosku, że może warto go podnieść do 8000, bo za 6 to trudno przeżyć. I tu znów przywołuję Janowicza. Co z tego, że jesteśmy w zjednoczonej Europie? Co z tego, że podczas kryzysu pozostajemy ciągle "zieloną wyspą"? Co z tego do cholery? Skoro ludzie po studiach, żeby zarobić 6 tysięcy czasem muszą pracować po 3 miesiące? I jeszcze mają szczęście jak im się płaci. Bo najchętniej pracodawcy chcieliby mieć w zespołach samych stażystów lub wolontariuszy, którzy za dyplom i uścisk ręki prezesa mieszkają pod biurkiem w firmie, którą będą traktować z nabożeństwem, a szefa jak Boga. I w życiu nikomu nie przyjdzie do głowy, by poprosić o zapłatę czy umowę o pracę.
"Spójrzcie na Zbigniew Bródkę, który musi trenować za granicą. Dlaczego
macie oczekiwania wobec nas? Wyjdźcie sami na kort i przepracuje na nim
całe życie, a dopiero potem miejcie oczekiwania. To już mnie śmieszy.
Przeżyjcie to, co sportowcy. Nie ma żadnej pomocy w sporcie i w żadnym
zawodzie."
To też prawda, ale raczej bym ją skierował do polityków, którzy bardzo chętnie grzeją się w ciepełku wszystkich, którzy osiągnęli sukces. Czy to ze sportowcami czy to z młodymi naukowcami czy też artystami. Nasze państwo - jak już kiedyś pisałem - umie mówić tylko "daj", nie zna za to innego prostego słowa - "masz". A i dziennikarze, którzy w swoich pięknych redakcjach umieją tylko krytykować też dostali za swoje. I bardzo dobrze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz