autora książek "Gej w wielkim mieście", "Chyba strzelę focha!" i "Różowe Kartoteki"
środa, 21 września 2016
Zobaczyłem "Smoleńsk"...
"Tragedia, która wstrząsnęła Polską". To hasło, które znajduje się na ulotkach promujących film "Smoleńsk". Zobaczyłem go. Wchodząc do kina nie przypuszczałem, że przypuszczałem, że trzeba je będzie odczytać aż tak dosłownie.
Co mi się nie podobało? Wypunktuję.
1. Beata Fido, filmowa Nina. Główna bohaterka, dziennikarska. Kobieta jednej miny. Po absolwentce Wyższej Szkoły Teatralnej należało się jednak spodziewać czegoś więcej. Napiszę wprost, należało się spodziewać jakichś emocji na twarzy, naturalności, przekazu. Jeśli jest tam talent, to został głęboko ukryty. Gdy pani Fido była na ekranie z Markiem Bukowskim (co on tam robił??!?!?!?!) różnicę klas było widać szczególnie mocno. Przepraszam, ale w niektórych odcinkach "Ukrytej Prawy" gra aktorska jest lepsza.Na miejscu władz uczelni, którą Pani Fido skończyła rozważyłbym odebranie jej dyplomu.Bo aż się wierzyć nie chce, że z murów tej samej szkoły wyszli i Pani Fido i Marian Dziędziel, Jan Frycz, Joanna Kulig, Robert Gonera, Krzysztof Globisz, Dawid Ogrodnik czy obydwaj Sthurowie. SZOK!
2. Mieszanie zdjęć rzeczywistych, fragmentów programów telewizyjnych, głosów dziennikarzy z filmowymi. Traci się balans między fikcją, a prawdą. Nie wiadomo czy występujący w filmie Donald Tusk jest aktorem czy prawdziwym premierem Polski. Obecność prawdziwych postaci sprawia wrażenie, że mamy do czynienia z dokumentem. Nie godzę się na tego typu mieszanie ludziom w głowach. A że do mieszania dochodzi widać było na sali, która w trakcie filmu komentowała kolejne sceny, szczególnie te, w których widać Tuska.
3. Robienie z dziennikarzy hien cmentarnych. Wspomniana w punkcie pierwszym Nina czyha na wdowę, żonę generała na cmentarzu, tuż przy grobie jej męża. Robi z nią wywiad na cmentarzu. Pod domem wyczekuje i przepytuje rodzinę zmarłego pilota. Wszystko to z kpiącą, pełną pogardy miną. Który z dziennikarzy tak podchodził do rodzin ofiar Smoleńska? Który? Sam jestem dziennikarzem i raczej wydaje mi się, że do ludzi, którzy w tej tragedii stracili najbliższych podchodziliśmy, podchodzimy i będziemy zawsze podchodzić z największym szacunkiem i szczerą empatią. Jest też fragment, gdzie młoda prezenterka rozmawia z gośćmi w studiu mając na sobie ledwo zakrywającą tyłek, czerwoną mini. Naprawdę coś takiego się działo? Kiedy? W której telewizji?
4. Ewa Dałkowska. Jak można było dać TAKIEJ aktorce do wypowiedzenia tylko - nic nie znaczące - dwa zdania?!?!?! Bo co płynie ze słów: "Ciekawe o czym rozmawiają?" i "Zadzwoń jeszcze raz".
5. Ten film był po prostu brzydki pod względem estetycznym, źle się na to patrzyło. Słabe zdjęcia, przezroczysta muzyka (choć Michała Lorenca jako kompozytora lubię. Tak, jest w filmie słynny motyw z "Różyczki"). Akcja żadna, scenariusz (oceniam jako pisarz) marny. I postacie mówiące słowami polityków Prawa i Sprawiedliwości. Zdaje się, że nie ma wątpliwości po co i dla kogo ten film powstał.
Podsumowując. "Smoleńsk" - niestety - należy traktować jak produkcję propagandową. Nie wiem czy nie powinienem zażądać zwrotu kasy za bilety. Nie było w tym filmie nic, co mi się podobało. A efekty specjalne lepsze były wiele lat temu w serialu "Z archiwum X".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz