Byłem dziś w mojej ulubionej Biedronce, lubię tę sieć. Mam swoje ulubione produkty, jestem zaprzyjaźniony z kasjerkami i kasjerami. Są mili i zawsze chwilkę pogadamy. Przy kasach znów wisi ogłoszenie, ze szukają chętnych do pracy na stanowisku kasjer/sprzedawca. Poza informacjami o warunkach zatrudnienia jest prośba o - co jasne - CV i ... list motywacyjny. I to drugie mnie naprawdę zastanowiło. W drodze do domu zacząłem się zastanawiać nad tym, co ja bym napisał w takim liście. Co mogłoby mnie zmotywować do pracy w Biedronce? Mnie, albo każdego z nas. I doszedłem do wniosku, że ten, który napisał w ogłoszeniu, że oczekuje listu motywacyjnego upadł na głowę i poważnie się w nią uderzył. I naturalnie sam nie zadał sobie tego pytania, które zadałem sobie ja. Już widzę te płynące do Bierdy listy, w których kandydaci przekonują przyszłego pracodawcę jak tak bardzo marzą o pracy w tym sklepie, jak to za każdym razem gdy szusują z wózkiem między półkami zazdroszczą tym, którzy kupowane przez niego towary na półki wykładają. I wreszcie jak bardzo pobudza ich chłód lecący z zaplecza lub z półek z serami. Czego w takim liście motywacyjnym oczekuje osoba rekrutująca? Jeśli liczy na szczerość, to czytanie takich listów może być - delikatne mówiąc - przykre. Bo jeśli pisać szerze to należałoby powiedzieć, że "Mam wyższe wykształcenie, ale w kraju, który jest (według koalicji rządzącej) zieloną wyspą praca zgodna z kwalifikacjami jest niedostępnym dla mnie przywilejem. Od kilku miesięcy nikt nigdzie nie chce mnie zatrudnić. Nie mam znajomości, ani wysoko postawionego kochanka. Mam za to do zapłacenia comiesięczne rachunki i muszę jakoś na nie zarobić. Dlatego chowam do kieszeni ambicje oraz dyplom i proszę o zatrudnienie mnie w Biedronce zanim zlicytuje mnie komornik." Nie chcę uprawiać czarnowidztwa, ale wydaje mi się, że tak właśnie mógłby wyglądać zupełnie prawdziwy list motywacyjny do Biedronki. Podejrzewam, że osoby która praca w markecie może kręcić, po prostu lubią i sklep i handel. I piszę to zupełnie bez złośliwości, jednak po wielu rozmowach z pracownikami Biedronki wiem, że są tam ludzie, którzy po prostu nie mieli inne wyjścia. I oczekiwanie od nich listu motywacyjnego to dla nich kolejne poniżenie. Tylko trochę lżejsze od konieczności preparowania CV, w celu ukrycia prawdziwego doświadczenia i wykształcenia.
Jedynym pocieszeniem jest to, że w Biedronce są chociaż umowy o pracę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz