autora książek "Gej w wielkim mieście", "Chyba strzelę focha!" i "Różowe Kartoteki"
wtorek, 25 lutego 2014
Byłem w miasteczku i serce mi płacze... :/
Ostatni weekend spędziłem w miasteczku. Moi Czytelnicy wiedzą, że to miejsce we wschodniej Polsce, w którego do Warszawy przyjechał "Gej w wielkim mieście". Tak naprawdę pierwszy raz od kilku lat miałem okazję pospacerować uliczkami miasta, w którym wyrosłem. Do Warszawy wróciłem załamany. Nazwę tego miasta można śmiało zmienić na "Do Wynajęcia". Wszystkie niemal lokale, w których jeszcze nie tak dawno były sklepy i ruch teraz są do wynajęcia. Wszystko padło. Nic się nie opłaca. Uderzyło mnie to, ze tam pracują wyłącznie faceci. Fizycznie, albo jeżdżą TIR-ami na wschód. Faceci utrzymują rodziny. A przecież kobiety chcą pracować! Są zdrowe, pełne energii i chęci. Ale pracy dla nich nie ma. A kiedyś było to miasto handlu!!! Teraz wszystko stoi! Wszystko "do wynajęcia". Prosperują jedynie dwie olbrzymie Biedronki i lumpeksy. I nie są to lumpeksy dla hipsterów. Tam po prostu ubierają się ludzie. Czemu? Bo tam taniej. Z tego samego też powodu kupują w Biedronkach. Miejscowy szpital tonie w długach i likwiduje kolejne oddziały. O sposobach zarządzania, minowanego z klucza politycznego, dyrektora krążą legendy. Tak samo jak o jest wynagrodzeniu i premiach. A tymczasem dzieci ze zwykłym zapalaniem płuc odsyła się do ośrodków w miastach obok. Bo nie ma kim i czym ich leczyć. Sprzęt WOŚP stoi i się kurzy, bo nie ma kto go obsługiwać. MASAKRA! Na kolana powaliła mnie też likwidacja PKS-u. Na dawnym dworcu postawiono bloki, a z miasteczko z resztą kraju łączy jedynie prywatna komunikacja. Bo połączenia kolejowe też się nie opłacały. Zlikwidowano je lata temu.
W oczy bije też brak młodych ludzi. Nie, że nie ma ich wcale. Są, nawet wiele twarzy kojarzę, ale to jest nic w porównaniu z tym, co było kiedyś. Zrobiłem krótki wywiad z sąsiadami i dowiedziałem się, że 20-parolatkowie są w Niemczech, albo na Wyspach. Parę osób z Belgii. I tylko nieduża część w Warszawie czy innym polskim mieście. A jak już komuś uda się złapać jakąś robotę na miejscu, to powinien się cieszyć jak dostanie 1400 złotych. Życie umiera tam o godzinie 18. Ulice się wyludniają, a zakamarkami snują się tylko grupy młodych gniewnych. Często sfrustrowanych młodych ludzi, którzy naprawdę nie mają gdzie iść. Nie mają co ze sobą zrobić.
Wróciłem załamany. Jak to możliwe, że w Polsce się nic nie opłaca?! Jak to możliwe, że mniejsze miasta i wsie dogorywają? Jak to możliwe, że żyją tylko dzięki temu, że ktoś z rodziny pracuje za granicą i przyśle parę złotych? I trzęsie mnie gdy słyszę miłościwie nam panującego premiera, który mówi, że już niedługo Polacy będą w grupie najbogatszych państw świata. Premier plecie głupoty, bo chyba dawno na polskiej prowincji nie był! Polacy będą w G20, ale Polska na pewno nie! Polscy będą w G20 jak sobie do tych krajów wyemigrują.
Znów zbudził się we mnie społecznik. Tak już mam, że jak mnie coś uwiera to będę myślał nad tym do tej pory, aż wymyślę. I wymyślę... Obiecuję.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz