Te same okoliczności
(zapewnienia o licznych uzdrowionych, gej to nie mężczyzna, homoseksualnej orientacji winne
są trudne relacje z ojcem, wyjazdowe spotkania grupy, zajęcia
sportowe, spotkanie z psychologiem), podobne opisy, nazewnictwo
(„zakaz mówienia „gej” - sugerowana forma „niechciane
skłonności homoseksualne”) a nawet podsumowanie: uczestnik
terapii rezygnuje, bo ma dość. Wystarczy mu to, co widział. Jeszcze wczoraj napisałem na fanpejdżu "Newsweeka":
„Drodzy Państwo,
dlaczego tak bezceremonialnie skopiowaliście mój pomysł??? Pół
roku temu według tego samego przepisu napisałem książkę "Chyba
strzelę focha!". Chodziłem na terapię na potrzeby książki,
opisałem to. I osoby z "Newsweeka" wiedziały, ze taka
książka ma się ukazać. Napisała o tym "Polityka".
Czemu odczekaliście pół roku i sprzedajecie to jak swoje?”
W odpowiedzi przeczytałem:
„Dzień dobry,
rozumiemy Pana dumę z na pewno dobrej książki. Jednak musimy Pana
rozczarować. Autor artykułu dopiero teraz się o niej dowiedział.
Co gorsze na podobnych terapiach byli wcześniej dziennikarze w USA i
Wielkiej Brytanii. Zrobili to także przed publikacją Pana książki.
Przykro nam.."
Mnie też jest przykro.
Widać autor niezbyt dokładnie przygotowywał się do pisania
swojego tekstu. Po wpisaniu w wyszukiwarkę Google hasła „leczenie
z homoseksualizmu” już na pierwszej
stronie z wynikami wyskakiwał link do materiału Joanny Podgórskiej z „Polityki”, który "Polityka" dziś przypomniała.
Mimo złości, nie będę się rzucał. Nie będę nikogo o nic oskarżał. Nie będę sugerował, że ktoś czymś się zainspirował. Nie będę pytał co kto czytał, a czego ktoś nie czytał. Nie znam an te pytania odpowiedzi. Co więcej, nigdy nie poznam. Ocenę pozostawię ludziom. Moim Czytelnikom, Czytelnikom "Polityki" i "Newsweeka". Ufam, że potraficie wyciągnąć właściwe wnioski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz