środa, 29 stycznia 2014

Wieczór u Państwa Tuksów po liście B.Kempy

"Większej histerii, większych głupstw już dawno nie słyszałem jak te, które dotyczą kwestii gender."

Powiedział Donald Tusk komentując założony przez posłankę Kempę parlamentarny zespół  "Stop ideologii gender". Rezolutna posłanka zatrwożona lekceważeniem szefa rządu napisała do niego list z apelem o opamiętanie. Po tym, jak premier ją olał i nie odpisał postanowiła napisać do ... jego żony, Małgorzaty.




"Jestem po lekturze książki pani Małgorzaty Tusk. Zdumiało mnie, że żona zdeklarowanego liberała powiedziała jasno i wyraźnie, że opowiada się za tradycyjnym modelem rodziny. To moim zdaniem odpowiedzialność za dzieci, dom. Proszę ją o wsparcie. Żeby przede wszystkim porozmawiała ze swoim mężem, aby jednak spowodował przegląd tych wszystkich programów nauczania i aby nie bagatelizował problemu." 

Beata Kempa w TVP Info





Już widzę najbliższe spotkanie państwa T.. 
Miejsce akcji: dom premiera w Sopocie.
Był piątkowy wieczór. Jak zwykle tuż przed rozpoczęciem weekendu on wrócił z Warszawy. Mimo, że mróz wciąż trzymał Donald nie był zziębnięty. Nie zdążył zmarznąć. Spędził na dworze zaledwie kilka chwil. Na lotnisku samochód czekał na niego tuż przy schodach samolotu. Przemierzenie odległości z auta do domu trwało zaledwie kilka chwil. 
- Dobry wieczór kochanie. - powiedział Donald wieszając w przedpokoju płaszcz.. Strzepał z włosów kilka płatków mokrego, świeżego i grubego śniegu, które delikatnie przyprószyły jego głowę i jeszcze się nie rozpuściły - Miałem fatalny tydzień. Te wszystkie problemy na Ukrainie. Szkoda gadać. Tam się może wydarzyć wszystko. - wyznał przemierzając salon.

W bujanym fotelu, przy kominku siedziała Małgorzata. Była otulona miękkim - pachnącym jej ulubionym płynem do płukania - kocem. W ręku trzymała ulubiony kubek z herbatą z goździkami, plasterkiem pomarańczy i laską wanilii. Delikatnie tylko osłodzoną. Z kubka unosił się nie tylko piękny zapach, ale i mgiełka pary. Herbata była gorąca. Donald nachylił się nad żoną, które spojrzenie wite było w ogień trawiący polana. Chciał pocałować żonę. Nie wiedział jej od pięciu dni. I gdy już miał nadzieję, że ich usta się spotkają Małgorzata zerwała się z fotela. Mało brakowało, a jedną z płoz przycisnęłaby stopę męża.

- Ty miałeś ciężki tydzień? - powiedziała zrzucając z siebie koc i odstawiając kubek z herbata na stół. - Jeśli ty miałeś ciężki tydzień to , co ja mam powiedzieć? - sięgnęła do kieszeni luźnej koszuli w kratkę, którą miała na sobie. - Co ty robisz? Na co ty mnie narażasz? Co ty robisz w tej Warszawie?!? - pytała coraz głośniej. 

- Ależ kochanie, co się stało. O co chodzi. Przecież ja nic nie zrobiłem.  - nieparadnie tłumaczył się Donald, bo istotnie nie wiedział o co chodzi żonie. Był pewien, że ma absolutnie czyste sumienie. W każdej kwestii.

- O to mi chodzi! - wyciągnęła w kierunku męża złożoną na cztery kartkę. - Dostałam list. Od kobiety.  Delikatnej, wrażliwej, zatroskanej o wspólne dobro ale i zdesperowanej, zniesmaczonej twoim zachowaniem, zdruzgotanej twoimi słowami! Sam już wiesz co jest w środku! Dobrze wiesz! - odwróciła się w stronę okna Małgorzata. Nawet nie próbowała ukrywać, że jest jej ciężko i że ta rozmowa wiele ją kosztuje. 

- Ależ kochanie. - dotknął jej ramion. 

- Nie myślałam, że będą do mnie pisać w twojej sprawie. Ja sobie nie życzę takich rzeczy. - powiedziała już dużo spokojniejszym tonem. - Nie może tak być. Śpisz dziś tu, na kanapie. Dziś, a może i jutro. Aż nie przemyślisz swojego postępowania...
- Małgosiu...
- Nie ma Małgosiu. I będzie tak za każdym razem, gdy ktoś z opozycji będzie mi się na ciebie skarżył. I  zapamiętaj sobie raz na zawsze! Od dziś konsultujesz ze mną wszystko, co mówisz i co robisz. Ty i twój rząd. Jasne?

Donald nie odpowiedział. 

- To wszystko co mam do powiedzenia. Dobranoc. - oznajmiła Małgorzata.
Pośpiesznie wyszła z salonu i udała się na górę, a on został sam. Mimo, że w pokoju było bardzo ciepło poczuł, że jest mu zimno. Na własnej skórze przekonał się czym jest kobieca solidarność i już bał się co zrobi Małgorzata, gdy postanowią do niej napisać Krystyna Pawłowicz i Anna Sobecka. I weź tu człowieku bądź premier, skoro inni myślą, że i tak rządzi żona... - pomyślał.
 * powyższy przebieg wydarzeń jest wyłącznie wytworem chorej wyobraźni Mikołaja Milcke :-)


Pani Premierowa powiedziała, że listu posłanki Kempy jeszcze nie otrzymała.

sobota, 25 stycznia 2014

Herde - matka nicobrytów

Lubię czasem sobie poczytać Pudelka. Nie przeczę ;) W tym tygodniu parę razy to zrobiłem i moją uwagę przykuło nazwisko MAŁGORZATA HERDE. Długie ciemne włosy,  dość korpulentna (można nawet powiedzieć, że puszysta, z wielkim biustem) po fotkach, które publikuje internet widać, że lubi się nosić na bogato. Jej FB świadczy o tym, że ciągle wydaje kasę, a to w drogich restauracjach, a to w luksusowych hotelach. Twarz raczej niesympatyczna, jest w niej coś niepokojącego. Nie zaufałbym chyba. Niektórzy zaufali i powierzyli jej kierowanie swoimi karierami. Dowiedziałem się z tych wszystkich publikacji., że okradła dwie swoje znane klientki. Herbusiową i Kwaśniewską. Podawane są różne kwoty. Jeśli wierzy tabloidom to pierwszą na 600 (!!!) tysięcy złotych, drugą na 250 (!!!). Kwoty faktycznie przyprawiające o zawrót głowy. Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy dotyczyła tego, że ta cała Herde to jakiś geniusz! Sprawiła, że Edyta Herbuś - osoba której zawodowa aktywność to głównie bywanie na otwarciach, rautach, bankietach, promocjach i innych wydarzeniach, która zakwalifikowałbym do kategorii zbędnych - określana jest mianem "aktorka", zarobiła 600 tysięcy złotych na kontrakcie reklamowym!!! I pewnie jeszcze trochę na regularnym bywaniu. A jedna z moich koleżanek powiedziała mi dziś, że pani Herbuś jest też ikoną mody. (Jak niewiele w Polsce trzeba, by stać się ikoną). Fotografował się z nią Mariusz Treliński!!! A przy nim nie była to już jakaś tam Herbuś z Kielc, tylko Pani Edyta Herbuś. Na tańcu raczej tyle nie zarabiała, pewnie dlatego parkiet zamieniła na ścianki. A szkoda. Lubiłem tańczącą Herbuś. Znała swoje możliwości. Nie udawała intelektualistki, nie przypominam sobie, żeby kłapała dziobem, na tematy inne niż taniec. Nawet (całkiem niedawno) protestując przed Pałacem Prezydenckim przeciw GMO nie zrobiła z siebie pośmiewiska. Gdy tańczyła robiła to na czym bezdyskusyjnie się znała. Przypominam, ze Herbuś z Mroczkiem wygrali taneczną Eurowizję, naprawdę zrobiła wtedy na mnie wrażenie. Wszystko co zrobiła potem do pięt nie dorastało temu, czego dokonała tańcząc, ale w sumie nie powinniśmy mieć do niej pretensji. Któż z nas oddawałby się pasji, z której nie ma za dużo kasy gdy mógłby zarobić 5 tysi za jedno wieczorne wyjście i 600 tysi za udział w reklamie? No kto? To nie wina Herbuś, że chcą jej płacić. To wina tych wszystkich organizatorów, którzy lubią płacić osobom, które z grubsza kojarzą się właściwie z niczym. No i taka Herde świetnie to wykorzystała. Ma babka łeb do interesów. Żałuję, że mi Stwórca poskąpił biznesowego zmysłu. Także z niczym kojarzy  mi się Ola Kwaśniewska. Wyuczony zawód psychologa sportu powiesiła na kołku i bywa. Bywa, i za każde wyjście także inkasuje niezłą kaskę. Podobno nawet do 10 tysięcy za jeden wypad. I też nie widzę z tym nic złego. Skoro chcą płacić... Napompowane do granic możliwości, pękające w szwach, ale koniec końców puste balony zwane celebrytami, których niedawno ktoś przechrzcił na NICOBRYTÓW pompuje ogólnie pojmowany system. Te wszystkie kolorowe pisemka, traktujące o niczym programy telewizyjne moje ulubione pudelki, działy marketingu firm organizujących warszawskie eventy. No i na końcu trochę my (ja też), którzy to wszystko czytamy.

I są tacy jak pani Herde. Właściwie nie wiadomo skąd. I umiejętnie potrafią to wszystko razem wzięte wykorzystać. Potrafią nam wrócić, że Herbuś czy Kwaśniewska, to ktoś ważny i że mówią istotne rzeczy. Załatwiają im fuchy, za kasę, o której normalny Polak może pomarzyć. Bo nie wiem ile szeregowy kielczanin musiałby pracować, by zarobić 600 tysięcy złotych?!!?!?  I robią to niezwykle skutecznie, bo jeżdżą Porsche. Ja jeżdżę tramwajem :) Nie wiem czy okradła swoje klientki, jeśli tak  to zdecydowanie trzeba ją potępić i mieć nadzieję, że przypuszczalnie zostanie ukarana. Jednak jestem pewien, że z takim mózgiem do interesów niebawem znów o niej usłyszymy. Najdalej za 3 lata, znów objawi nam jakieś swoje show biznesowe dziecko. Będzie bogatsza o aktualne doświadczenia i pewnym błędów drugi raz nie popełni. Show biznes zna już co najmniej jedną taką panią znikąd, która miała utonąć na wieki. A ostatnio wypłynęła i zdaje się, że już nie jest persona non grata na warszawskich salonach.

A na koniec refleksja. Jak można nie wiedzieć jak skonstruowane są umowy, nad którymi miała czuwać Herde? Jak można było nie wiedzieć co z nich zwynika? Jak można było pozwolić na to, żeby kasa za pracę (tak nazwijmy bieżące działania nicobrytek) przychodziła z wielkim poślizgiem? To to trzeba mózgu nie mieć!!!!

czwartek, 23 stycznia 2014

Tłok w rurze księdza Oko

foto: PAP


Relacje w TVN24 w ciągu dnia wskazywały na to, że wieczorem '"Fakty" zajmą się dziś spotkaniem posłów PiS z pewnym księdzem. Dariusz Oko - bo o nim mowa - przyszedł dziś do Sejmu, by seksualnie (a ściślej mówiąc homoseksualnie) wyedukować posłów  Prawa i Sprawiedliwości. Bo jak inaczej nazwać opowieść o tym jak wygląda seks gejowski? Opisał to tak:

 „jakby tłok silnika zamiast w cylindrze poruszał się w rurze wydechowej”

Potem było coś o kale, wydzielinach, krwi i innych "potwornościach". Ksiądz Oko wie nawet, że TAM jest ślina!


 "I stąd biorą się choroby i problemy. Bo zakończenie przewodu pokarmowego nie do tego służy. Biedni są ludzie, którzy tego nie rozumieją. To nie jest do tego przystosowane. Tam natychmiast powstają rany, otwarte rany, a tam jest kał, krew, często też ślina i wszystkie płyny ustrojowe, które dostają się do krwi. Dlatego ci ludzie są potem tak schorowani i tak cierpiący".


Wszystkiemu przysłuchiwali się z otwartymi ustami (z tego co widziałem w "Faktach") posłowie PiS. Ja się ponownie pytam. Skąd ks. Oko to wie? Skąd tak dokładnie? Kolejny już raz kapłan ten wykazuje się nieprawdopodobnie szczegółową wiedzą na temat homoseksualnego, męsko-męskiego seksu. I nie mogę się powstrzymać, by nie zapytać czy zna to wszystko z autopsji, al może raczej ogląda ściągnięte pod osłoną nocy gejowskie pornosy??!?? Nawet ja - GEJ (co daje mi wiedzę praktyczną, bo mam za sobą kilka gejowskich numerków) i PISARZ (przynajmniej w teorii powinienem mieć więc umiejętność obrazowego i realistycznego opisywania prawdziwych bądź wyimaginowanych wydarzeń) - nie umiałbym tak plastycznie i filmowo o tym mówić. Jeśli ks. Oko umie to zdecydowanie marnuje się w kościele. Powinien zacząć pisać scenariusze do gejowskich filmów dla dorosłych. Widać, że emocje aż nim kipią, z głowy zaczynają mu się wylewać przeróżne wizje. Mam radę: Niech ksiądz to spisze i wyśle do jakiejś produkującej pornosy filmy. Przestanie ksiądz się ośmieszać, a może nawet uda się zarobić parę groszy.

Nie przypominam sobie też, że kiedykolwiek, którykolwiek z nas, jawnych gejów, publicznie mówił o tym, co robimy w sypialni. Co, gdzie i z jaką prędkością się porusza. Po pierwsze nigdy nikt z nas raczej nie miał potrzeby o tym opowiadać, a za siebie powiem, że zwyczajnie wstydziłbym się opowiadać o tak intymnych rzeczach. W każdym towarzystwie, bo nawet z bliskimi przyjaciółmi rozmawiać o TYCH sprawach używając bardziej zawoalowanego języka. A ksiądz tak prosto z mostu. Szkoda, że nie przestawił żadnej dokumencji fotograficznej lub nie puścił filmu szkoleniowego. I to przed takimi nobliwymi paniami jak p. poseł (nie posłanka) Pawłowicz i p. poseł Sobecka. I żadna nie powiedziała, że choroby i przeróżne zakażenia dotyczą tak samo osób homo jak i heteroseksualnych. Niby czemu miał to zrobić? Przecież heteroseksualiści (oczywiście hetero katolicy) nie cierpią, nie chorują, nie zdradzają, nie chodzą po burdelach, nie puszczają się w tajemnicy przed żonami i mężami, nie mają HIV i oczywiście (szczególnie księża) nie wykorzystują seksualnie dzieci.  Seks katolików-heteryków jest zawsze pełen miłości i metafizycznych uniesień. Nigdy nie jest "brutalnym seksem ogierów" (cytat z ks. Oko). To wszystko jest domeną tych podłych gejów, którzy dodatkowo są seksnarkomanami. 

Proszę księdza. Nie znam żadnego geja, który tak wiele i tak dosadnie jak ksiądz publicznie mówiłby o seksie. Może to księdza dopadła jakaś mała obsesyjka?

Czemu ksiądz nas nie zostawi w spokoju? Co my księdzu przeszkadzamy? Czy to w imię chrześcijańskiego miłosierdzia za każdym razem sugeruje ksiądz, że wszyscy jesteśmy pedofilami?

 Wszystko opada jak się słucha takich głupot. Nawet (za przeproszeniem) tłok w rurze!

sobota, 11 stycznia 2014

Pawłowicz kontra Owsiak



Jestem po lekturze tekstu pani prof. i pani poseł (nie posłanki) Pawłowicz dotyczącego Wielkiej Orkiestry Świąteczne Pomocy. Nie mam (podobnie jak pani poseł) dzieci i z racji na swoją orientację raczej nie planuję mieć, ale to nie przeszkadza mi widzieć tego, jak bardzo Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy przez te wszystkie lata pomogła nam Polakom, naszym dzieciom, kuzynom, sąsiadom etc. Niemal na każdym kroku widzi się sprzęt kupiony za kasę zebraną przez WOŚP, nie czytałem nigdy statystyk ile małych (i pewnie dużych) żyć uratowano dzięki sprzętowi, na których wszyscy się zrzuciliśmy, ale jestem niemal pewien, że każdy z nas (nawet nieświadomie) w jakiś sposób się o te wszystkie nowoczesne urządzenia. Pani poseł Pawłowicz zapewne także, a jeśli jeszcze nie to zaraz to nastąpi, bo powoli zacznie stawiać się seniorką, a na godne życie seniorów Orkiestra też zbiera. Rozumiem, że można nie lubić Owsiaka. Za okulary, za spodnie, za poglądy, za Przystanek Woodstock i za setki innych rzeczy, ale na miłość Boga! Nie można mu zarzucać, że robi coś złego! Coś, czego nie warto wesprzeć. To Owsiak, a nie politycy przyczynił się do tego, że polskie szpitale są w XXI wieku. Nie wiem gdzie by były, gdyby nie WOŚP.

"Dajmy pieniądze ludziom, których znamy, w przypadku których mamy pewność, że przekażą je na dobre cele."

Pisze pani poseł. I to już jest rzucenie oskarżenia. Że niby co dzieje się z tą kasą? Owsiak ją przepija? Wydaje na dziwki? Na trawę? Myślę, że gdyby były jakieś nieprawidłowości w chociaż jednym z corocznym rozliczeń to z pewnością byśmy o tym wiedzieli. A pani poseł takimi stwierdzeniami naraża się na pozew o zniesławianie. bez względu na to czy się go boi czy nie. Posłowi kłamać nie wypada. 

 "Caritas czy inne organizacje nie mają takiej przychylności państwa, nie korzystają z darmowego czasu antenowego w telewizji, przywileju w przekazach pocztowych, usłużności służb... Caritas nie jest nachalny i bezczelny, nie terroryzuje nikogo, w odróżnieniu od nachalności przedstawicieli WOŚP, co można nazwać nawet mobbingowaniem Polaków."

Chcę to daje na WOŚP, a jeśli nie chcę daje na Caritas. A jeśli chcę daję na na Orkiestrę i na Caritas. Po co szczuć na siebie te dwie bardzo ważne inicjatywy? Nie chodzę do kościoła i nie daję na WOŚP przy kościele. Nigdy nie czułem się przez wolontariuszy terroryzowany. A wiele lat temu, jako wolontariusz, nikogo nie terroryzowałem. Polaków wcale nie trzeba zmuszać do dawania kasy Orkiestrze. Polacy w dużej większości uważają, że brak serduszka na piersi w dni dniu Finału to najzwyczajniejszy na świecie obciach. 

 Pani Poseł Pawłowicz i jej zwolennicy oraz jej partia wielokrotnie z trybuny sejmowej bronili życia poczętego. Cholera... nie rozumiem jak z jednej strony można walczyć o prawo do życia dla płodu, a jednocześnie walczyć z kimś, kto realnie pomaga dzieciom, które już są na świecie. Może mi ktoś to wyjaśnić?

Pani poseł. Ja nie chcę i nie będę odmawiał Owsiakowi.  

czwartek, 9 stycznia 2014

Gejowski znak czasów?

Pamiętam jak jakieś 7-8 lat temu pierwszy raz w życiu zalogowałem się na gejowski portal randkowy. Wydaje mi się, że to był bardzo popularny również teraz GayRomeo. Mało kto miał wtedy jeszcze cyfrowy aparat fotograficzny, więc aby umieścić tam swoje zdjęcie trzeba było najpierw je zeskanować, co skrzętnie czyniłem i ukradkiem logowałem się na Romka z komputera kuzynki, która miała już W DOMU internet (szkoda, że potem zapomniałem wyczyścić historię przeglądanych stron, ale to historia na inną okazję). Do dziś pamiętam fotkę w mojej ulubionej pomarańczowej bluzie z kapturem. Takim wielkim, który po założeniu zakrywał połowę twarzy. Niby pokazywaliśmy się w sieci, ale wszystko odbywało się bardzo dyskretnie.
"Z lekką taką nieśmiałością" :) Właściwe fotki i tak wysyłało się sobie mailem, po wstępnej rozmowie na portalu. Pamiętam kafejkę internetową na piętrze, na Cepelią w Warszawie, vis a vis Rotundy. byłem tam niemal codziennie. Zaledwie po kilka minut, bo za net trzeba było słono płacić. Nie było go w każdym domu na życzenie :) Nawet umawiałem się tam na randki. Nie raz i nie dwa. Pamiętam też te spotkania. Niby w miejscach publicznych, ale też bardzo dyskretne. Nikt nie chciał się za bardzo odsłaniać czy zbyt dużo o sobie mówić. Padało zwykle tylko imię (często zmyślone) a na pytanie o studia czy prace odpowiadało się bardzo na okrągło. Tak by coś mówić, ale w sumie nic nie powiedzieć. A dziś, w 2014 roku, w epoce Facebooka ta dbałość o ochronę szczegółów dotyczących siebie i swojego życia jest jakby mniejsza. Na fejsie olbrzymia większość występuje pod własnym, prawdziwym imieniem i nazwiskiem, pokazujemy wiele zdjęć z tego gdzie i z kim się spotykamy (także z gejowskich klubów), podajemy także gdzie pracujemy. Wszyscy mają wszystkich wśród znajomych. Komentują się i lajkują. Bez zbędnego ukrywania. O czym to świadczy? Geje wyszli z podziemia i przestali się wstydzić? Społeczeństwo się zmienia i wreszcie wie, że gej to też człowiek? A może to jest raczej tak, że korzystamy z możliwości, które daje FB i pewne komunikaty, szczególnie te mogące wskazywać na orientację, widzą wyłącznie ściśle określone osoby? A może wreszcie nic z tego co piszę nie nie ma miejsca? Może "otwartość" dotyczy to tylko środowiska gejowskiego w Warszawie i kilku większych miastach, a 20 km za Warszawą wszystko jest okryte tajemnicą, a sekrety jak były tak są?


 niektórzy pewnie nawet nie wiedzą, że kiedyś GayRomeo nie było obsługiwane po polsku :)

Jeszcze jeszcze jedna możliwość. Że na FB "znają się" użytkownicy portali, ale mówienie, że to wszyscy geje w Warszawie (Gdańsku, Wrocławiu czy Krakowie) to nonsens. Bo większość gejów żyje poza internetem i w życiu nie zalogowała się na żadnej gejowskiej sympatii. Co myślicie? :)

wtorek, 7 stycznia 2014

Biedna Urbańska



Żeby nie było, że jestem czepialski, że czepiam się lizania umywalki i że znów nic mi nie pasuje... Najpierw posłuchałem tej piosenki nie patrząc na teledysk. Pierwsze wrażenie? No super! Jest akordeon, ja kocham dźwięk akordeonu. Jednak po chwili coś mnie trafiło. Zaczęła śpiewać, a ja kompletnie nie potrafiłem zrozumieć co... W pierwszej chwili pomyślałem, że może za słabo znam angielski i nie bardzo potrafię rozszyfrować tak szybko śpiewany tekst. W 25 sekundzie dosłuchałem się, że ona śpiewa też po polsku:

"weź mnie na disco, zrobię ci hardcore."

I więcej nie byłem w stanie zrozumieć. Chociaż są tam jeszcze jakieś wstawki po naszemu to ani po polsku, ani po angielsku nie byłem w stanie rozumieć o czym ona do mnie śpiewa. I tak prawie do końca piosenki. Bo przed końcem usłyszałem jeszcze coś o "rolowaniu blanta na backstage'u" i coś o sodzie. Wokal i tekst przykrywało przeraźliwe dudnienie. Z opisu poniżej, że tekst którego nie słychać napisała Zofia Kondracka. Zastanawiam się czy jej nie odszukać i nie poprosić o wysłanie tego, co napisała dla Nataszy Urbańskiej. Drugi raz wysłuchałem piosenki już z jednoczesnym oglądaniem klipu wyreżyserowanego przez Janusza i Jakuba Józefowiczów. Usiadłem w wrażenia. Natasza Urbańska pije wodę przelewająca się z umywalki, wije się do łazience, na widok której Perfekcyjna Pani Domu zeszłaby na zawał oraz tuli się do upierdolo*ego jakąś sadzą lustra. Moczy tez włosy we wspomnianej umywalce i rzuca nimi jak w konwulsjach. Mam wrażenie, że w pewnej chwili liże rzeczoną umywalkę. Przy czym podczas tych wszystkich akrobacji uśmiech nie schodzi z twarzy więc domyślam się, że ma z tego wielką frajdę.
Rodzi mi się zasadnicze pytania: Po co to wszystko? Co ona paliła przed nagraniem tej piosenki i podczas zdjęć do teledysku? Czy to przypadkiem nie jest jakiś pastisz? A ja się bez sensu czepiam. bo nie rozumiem konwencji?

Natasza Urbańska to bardzo piękna kobieta o nieprzeciętnym talencie wokalnym i tanecznym. Nie skłamię jeśli powiem, że naprawdę czekałem na tę jej zapowiadaną od lat płytę. Czemu, zamiast zamówić piosenki u najlepszych autorów i kompozytów (a ma takie możliwości), dostaje drgawek w jakimś dworcowym kiblu i śpiewa piosenkę, którą ciężko zrozumieć? Czy ten Józefowicz uszu nie, że pozwolił jej nagrać coś takiego i wziął w takim samobóju? Być może było to obliczone właśnie na stworzenie wokół Nataszy zamieszania, ale gdybym był nią, to za takie zamieszanie dziękuję. Szczerze współczuję. I naprawdę mam nadzieję, że to tylko jakiś happening, którego za cholerę nie rozumiem.Tak samo nie rozumiem tego, że tej dziewczynie wciąż coś nie wychodzi, a ma wszelkie warunki ku temu, żeby wychodziło. I dziwnym trafem najbardziej nie wychodzi i skandal wybucha zwykle wtedy, gdy w pobliżu jest J.J. , który przy poprzedniej piosence Nataszy zarzekał się, że nie ma z nią (piosenka) nic wspólnego. I wtedy miało to ręce i nogi.

 

niedziela, 5 stycznia 2014

Gej najlepszym przyjacielem kobiety?

Zanim napisałem ten tekst odczekałem kilkanaście godzin. Nie chciałem nic robić na gorąco. Przespałem się z temat i nadal uważam, że chcę to napisać.

Przeglądałem facebookowe profile znajomych.Wniosek? Niemal wszystkie zamężne koleżanki lub żonaci koledzy po ślubie jakby stracili tożsamość. Porzucili dawne zainteresowania, pasje, namiętności. Często też porzucili dawnych przyjaciół i w całości oddali się małżonkowi. Oczywiście rozumiem tzw. zmianę priorytetów, chęć spędzania z drugą połową czasu oraz potrzebę mówienia o drugiej połowie non stop, ale nie może to zakrawać o obłęd! Nie można nagle przejąć zainteresowań i znajomych partnera kosztem swoich. Nie powinno się przy samotnym przyjacielu ociekać szczęściem i wymagać, by z radości lewitował nad ziemią, zapomniał o całym świecie i cały czas się uśmiechał. Dlaczego? Bo druga strona najzwyczajniej w świecie może nie mieć aż tylu powodów do radości, druga strona może funkcjonować w zwyczajnej szarej rzeczywistości. I to słownictwo "zakochanego": byliśmy, robiliśmy, lubimy, to NASZA ulubiona, chcieliśmy, zrezygnowaliśmy. Ta liczba mnoga dla kogoś, kto aktualnie nie rzyga miłosnym szczęściem jest dobijająca! Oczywiście zmiana liczby z pojedynczej na mnogą idzie w parze fakt, że z danym kumplem spotyka się raz w miesiącu i to tylko na godzinę, bo umówiła się z partnerem na zakupy. Będą kupować szlafrok. I w czasie tej godziny nie zapyta co u Ciebie, tylko napierdala jaki ma cudowny związek! Z czasem te spotkania stają się coraz rzadsze. SMS-y, maile, telefony też zanikają i rozpada się znajomość. Szczególnie po ślubie. Oczywiście, cudownym, jak z bajki, na którym dawny znajomy jest, uśmiecha się, fetuje, a tak naprawdę czuje się jak słoń w składzie porcelany. Powtarzam, rozumiem zmianę priorytetów. Wiem, że to mąż czy żona staje się najważniejszy, ale chyba nie można i nie powinno się w tym wszystkim gubić siebie. Otrzeźwienie przychodzi w momencie, gdy związek, miłość stygnie, albo wypala się zupełnie. Wtedy znów w użyciu jest numer telefonu, wspomnienia o sile dawnej dawnej relacji i próba powrotu do tego, co było. Tylko czy to jest możliwe? Podczas, gdy ona czy on napawali się szczęściem małżeńskim druga strona ułożyła sobie życie na nowo. I mimo smutku spowodowanego "utratą" ważnej osoby zdołała pchnąć ten wózek dalej. I w tej chwili może nie być na nim miejsca dla dawnych przyjaciół, którzy się wypięli.

Czemu to wszystko piszę? Dlatego, że niedawno gadałem z moim znajomym gejem. Opowiadał o swojej przyjaciółce. Razem podróżują, jedzą, śpią, piją, żartują. Zapytałem go czy ona ma faceta. Wiedziałem, że nie ma. I powiedziałem mu: uważaj i nie przyzwyczajaj się, bo gdy tylko znajdzie sobie faceta zapomni o tobie. Oburzył się, ale niestety tak to już jest, że gej jest najlepszym przyjacielem kobiety. Nastolatki, wolnej kobiety lub takiej, która ma akurat problemy w związku...

Skąd o tym wiem? Z doświadczenia :)

I żeby nie wyglądało to tak, że atakuje kobiety dodam, że tę prawidłowość można rozciągnąć na wszelkie relacje. Wszak, gdy pojawia się ktoś i zajmuje pierwsze miejsce ktoś inny musi zostać z niego zrzucony :) Takie jest życie :)