Zanim napisałem ten tekst odczekałem kilkanaście godzin. Nie chciałem
nic robić na gorąco. Przespałem się z temat i nadal uważam, że chcę to
napisać.
Przeglądałem facebookowe profile
znajomych.Wniosek? Niemal wszystkie zamężne koleżanki lub żonaci koledzy
po ślubie jakby stracili tożsamość. Porzucili dawne zainteresowania,
pasje, namiętności. Często też porzucili dawnych przyjaciół i w całości
oddali się małżonkowi. Oczywiście rozumiem tzw. zmianę priorytetów, chęć
spędzania z drugą połową czasu oraz potrzebę mówienia o drugiej połowie
non stop, ale nie może to zakrawać o obłęd! Nie można nagle przejąć
zainteresowań i znajomych partnera kosztem swoich. Nie powinno się przy
samotnym przyjacielu ociekać szczęściem i wymagać, by z radości
lewitował nad ziemią, zapomniał o całym świecie i cały czas się
uśmiechał. Dlaczego? Bo druga strona najzwyczajniej w świecie może nie
mieć aż tylu powodów do radości, druga strona może funkcjonować w
zwyczajnej szarej rzeczywistości. I to słownictwo "zakochanego": byliśmy, robiliśmy, lubimy, to NASZA ulubiona, chcieliśmy, zrezygnowaliśmy.
Ta liczba mnoga dla kogoś, kto aktualnie nie rzyga miłosnym szczęściem
jest dobijająca! Oczywiście zmiana liczby z pojedynczej na mnogą idzie w
parze fakt, że z danym kumplem spotyka się raz w miesiącu i to tylko na
godzinę, bo umówiła się z partnerem na zakupy. Będą kupować szlafrok. I
w czasie tej godziny nie zapyta co u Ciebie, tylko napierdala jaki ma
cudowny związek! Z czasem te spotkania stają się coraz rzadsze. SMS-y,
maile, telefony też zanikają i rozpada się znajomość. Szczególnie po
ślubie. Oczywiście, cudownym, jak z bajki, na którym dawny znajomy jest,
uśmiecha się, fetuje, a tak naprawdę czuje się jak słoń w składzie
porcelany. Powtarzam, rozumiem zmianę priorytetów. Wiem, że to mąż czy
żona staje się najważniejszy, ale chyba nie można i nie powinno się w
tym wszystkim gubić siebie. Otrzeźwienie przychodzi w momencie, gdy
związek, miłość stygnie, albo wypala się zupełnie. Wtedy znów w użyciu
jest numer telefonu, wspomnienia o sile dawnej dawnej relacji i próba
powrotu do tego, co było. Tylko czy to jest możliwe? Podczas, gdy ona
czy on napawali się szczęściem małżeńskim druga strona ułożyła sobie
życie na nowo. I mimo smutku spowodowanego "utratą" ważnej osoby zdołała
pchnąć ten wózek dalej. I w tej chwili może nie być na nim miejsca dla
dawnych przyjaciół, którzy się wypięli.
Czemu to
wszystko piszę? Dlatego, że niedawno gadałem z moim znajomym gejem.
Opowiadał o swojej przyjaciółce. Razem podróżują, jedzą, śpią, piją,
żartują. Zapytałem go czy ona ma faceta. Wiedziałem, że nie ma. I
powiedziałem mu: uważaj i nie przyzwyczajaj się, bo gdy tylko znajdzie
sobie faceta zapomni o tobie. Oburzył się, ale niestety tak to już jest,
że gej jest najlepszym przyjacielem kobiety. Nastolatki, wolnej kobiety
lub takiej, która ma akurat problemy w związku...
Skąd o tym wiem? Z doświadczenia :)
I żeby nie wyglądało to tak, że atakuje kobiety dodam, że tę prawidłowość można rozciągnąć na wszelkie relacje. Wszak, gdy pojawia się ktoś i zajmuje pierwsze miejsce ktoś inny musi zostać z niego zrzucony :) Takie jest życie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz